środa, 4 kwietnia 2012

32nd Vattenfall BERLIN HALF MARATHON

To był cudowny bieg, choć zapowiadało się średnio przyjemnie. Pogoda zdecydowanie się pogorszyła w ostatnich dniach marca i w przeddzień biegu, na mieście, zmoczył nas rzęsiście padający śnieg z deszczem i przewiał na wskroś silny wiatr tak, że podłamani wracaliśmy do hotelu. Wspomnę tutaj, że rezerwowaliśmy hotel dzień przed wyjazdem, gdyż koleżankę, u której mieliśmy się zatrzymać w Berlinie ... niespodziewanie dopadł półpasiec! Zatrzymaliśmy się w Etap Hotel, skąd ze stacji Mahlsdorf do miejsca startu na Alexanderplatz bezpośrednio mogliśmy dojechać S-Bahn 5 w 25 minut.
W piątek, 30 marca, po drodze do hotelu zajechaliśmy na Tempelhof, aby odebrać pakiety startowe. Biuro zawodów znajdowało się na terenie nieczynnego lotniska. W hangarze, w którym zapewne kiedyś garażowały olbrzymie cielska samolotów teraz odbywały się targi BERLIN VITAL Expo, na których można było podziwiać lub zakupić dosłownie wszystko to, co związane jest z bieganiem.
Przy odbiorze pakietu startowego należało wręczyć wydruk potwierdzenia rejestracji z kodem kreskowym. Po zeskanowaniu kodu z drukarki wyjechał piękny pachnący numer startowy: F8443  Katarzyna :) Do tego trochę ulotek, worek do depozytu oraz "kupon" na technicznego T-shirta adidasa z okolicznościowym nadrukiem.


W biegu wzięło udział ponad 31 000 osób. Wszędzie można było zauważyć uczestników spacerujących po mieście z workami z logo biegu. Rano, w dniu biegu,  na peronie rozpoznać ich było można było po chipie na bucie.

Start miał miejsce o 10:45. Miejsca na porządną rozgrzewkę nie było, gdyż ogromny teren został ogrodzony i podzielony na sektory, na poboczach zbudowano miasto toi toi'ów, a na końcu ulicy stały zaparkowane z niemiecką precyzją ciężarówki, które służyły jako depozyty.




Podczas rejestracji należało podać orientacyjny czas, w jakim planuje się pokonać dystans, zatem Wojtek został skierowany do sektora A, zaraz za elitą biegu, a ja zajęłam miejsce w największym, ostatnim sektorze E :)


Zmarznięta, z lodowatym nosem i dłońmi, czekałam na start, a gdy aplauz biegaczy dał znak, ze pierwsi już ruszyli, musiało minąć następne 17 minut zanim przekroczyłam linie startu. Tylu nas tam było!

Trasa była plaska, przyjemna, "turystyczna". Z pięknymi widokami i mnóstwem kibiców po drodze. Biegło mi się bardzo dobrze, w drugiej połowie szybciej o 10 sekund na każdym kilometrze i ku mojemu zdziwieniu ukończyłam bieg z czasem 02:03:22. Na mecie byłam 3005, co na ilość startujących wcale nie jest słabym wynikiem! :)
Jednak brak wybiegania czuje do dziś :) Takich zakwasów nie miałam jeszcze nigdy po żadnym z biegów.


Poniedziałkowe wydanie z pełna listą ponad 31 tysięcy uczestników wraz z wynikami :)


Moje zdjęcia tutaj

A teraz trochę konkretnych danych:

Men
  1. Koech, Denis (KEN) 00:59:14
  2. Kiprop, Wilson (KEN) 00:59:15
  3. Chebii, Ezekiel (KEN) 00:59:22
  4. Kirop, Pius (KEN) 00:59:25
  5. Kipchumba, Paul (KEN) 00:59:53
Women
  1. Ongori, Philes (KEN) 01:08:25
  2. Kiprop, Helah (KEN) 01:08:26
  3. Chepkwony, Caroline (KEN) 01:08:36
  4. Jarzynska, Karolina (POL) 01:10:56
  5. Chepkemoi, Vicoty (KEN) 01:11:12



Karolina Jarzyńska zajęła czwarte miejsce wśród kobiet. Wyprzedziły ja tylko 3 Kenijki! Wiecej o tym tutaj.

2 komentarze: