Poranek był bardzo wietrzny, ale słoneczko skutecznie nadrabiało. Czuć wiosenkę, oj czuć!
Po porannej piąteczce stawy biodrowe bolą mnie jak po połówce... A za trzy tygodnie Berlin....
Będę sobie teraz truchtać cztery razy w tygodniu z nadzieją, że tempem turystycznym dotrę do Bramy Brandenburskiej, gdzie planowana jest meta półmaratonu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz